wtorek, 13 sierpnia 2013

Życie zbrojarza cz. 1

Szwecja,Göteborg
 wtorek 13.08.2013


      Wczoraj przyleciałem dość wcześnie. Na początek lekki szok – lotnisko przypomina przerobioną stodołę z dobudowanym pasem startowym. Zostałem odebrany, odwieziony do kwatery, gdzie resztę dnia spędziłem praktycznie nie wychodząc z pokoju - czytałem, spałem, grałem i oglądałem filmy. Miły odpoczynek po ostatnich szalonych dniach.

      
Lotnisko


      Dzień zbrojarza wygląda tak – pobudka koło 5.40, śniadanie, szykowanie, o 6:15 ruszamy busem na budowę. Poranna kawa/herbata w barakoszatni, przebieranie i jazda do roboty, o 7 już gotowi na stanowiskach. Dostałem dzisiaj strój drutowego – buty z blachą, spodnie, kamizelkę, kask, okulary i rękawice. Trochę problematyczne są rozmiary – przez pierwsze dwie godziny czułem się jak rasowy skejt, a jeśli by przyszło do wyzywania kogoś na pojedynek to jednym ruchem ręki mogę rzucić rękawice. Ale co to dla zbrojarza? W czasie przerwy uzbroiłem siebie i dalej było już świetnie. Jutro spróbuję uwiecznić usprawnienia rękawiczek.


Zbroja zbrojarza
    

      Początek nie był najłatwiejszy, trochę nie wiedziałem kogo słuchać, za co się zabierać, ale jakoś to zaczęło iść. Dzisiejszy dzień to głównie pręty i druty. I tak pewnie już będzie do końca. Pręty się tnie, układa, nosi, potyka o nie, przesuwa, kopie, klnie na nie, gnie, ogląda, podsuwa jeden pod drugi, a przede wszystkim – wiążę. Wiązanie to życie. Wiązanie jest wszystkim. Cały naród wiąże. Chwała ludziom wiążącym druta!
A ja nie potrafiłem wiązać. Jestem jeszcze nikim. Ale życie zbrojarza to ciągła praca nad sobą. Po pracy nie siada do wódki czy piwa. Nie. Rozwija się.
Mop jak nowy

      W ogóle to drut i cęgi chyba zajmą miejsce powertape w moim życiu. Ja jeszcze nie wiem o tym wiele, ale proszę, tutaj robota doświadczonego pracownika. Pęknięte krzesło? Nic prostszego, ZWIĄZAĆ!
Zbrojone krzesło

     

      Z pozostałych wrażeń pierwszego dnia: na przerwie udało mi się stłuc szklankę po drodze oblewając gorącą herbatą moje nogi, zabłysnąłem znajomością angielskiego, dzięki czemu komunikowałem się radiowo z Dickiem – dźwigowym, ale o nim osobnych post powstanie, cały dzień w pracy jadłem musli, co oczywiście nie umknęło uwadze kompanów. Po pracy skosztowałem z kierownikiem i resztą trochę krajówki (piękne określenie na wódkę, nieprawdaż?). I to w jaki sposób! Jak na wyjazd przystało – z jednego kielona.



      Na dzisiaj wystarczy, dochodzi 23, a jutro znów o 5:40 pobudka. 


Na żywo, ze Szwecji,
Krzyś Mucha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz