Warszawa, niedziela 11.08.2013
Zaczyna się! Już w pociągu
do Warszawy, udało się nawet
znaleźć miejsce siedzące. Jutro
przed 5 pobudka i na samolot do Szwecji. Ostatnie dni były
dość szalone –
o możliwości pracy dowiedziałem się we wtorek, w czwartek już podpisywałem umowę
w Warszawie, w sobotę jeszcze na ostatnią chwilę korzystałem
z vouchera na darmowe przejazdy autobusami i pojechałem
na bańki do Berlina, w niedzielę
wyjazd, poniedziałek lot, a od wtorku do roboty!
Praca na
budowie blisko Goteborga. Stanowisko brzmi dumnie: zbrojarz. Nie wiem jeszcze
dokładnie co będę robił, są
jakieś szanse, że dzięki angielskiemu załapię się na coś
innego. W związku z tym spędziłem ostatnio dużo czasu na szukaniu
certyfikatu z angielskiego, przetrząsnąłem
pół
mieszkania, żeby ostatecznie znaleźć
go w kanapie pod stertą zakrętek
(tych samych co do wózka inwalidzkiego, on jeszcze
kiedyś powstanie!).
Trochę o moim podejściu do pracy. Z jednej
strony szkoda mi wakacji, planów jest
jeszcze masa, czasu też, nic tylko jeździć. Z drugiej – te wakacje
już i tak już są niesamowicie długie, z różną
intensywnością trwają już ponad dwa lata! W czasie roku
akademickiego było mnóstwo
wyjazdów, a od połowy
czerwca niewiele przesiedziałem w domu, więc mnie aż tak nie ciągnie. A pieniądze mają to do siebie, że są
przydatne.
Mam też spore nadzieje jeśli chodzi o czas
poza pracą. Generalnie dostęp
do internetu na szczęście ma być
ograniczony. Stąd pośród moich 44kg bagażu znalazły się tak ważne
rzeczy jak: 3 piłeczki do żonglowania,
zeszyty z zapiskami z Azji i Australii do uzupełnienia
bloga, dysk wypchany filmami, kindle załadowany książkami, blisko 50gb zdjęć do ogarnięcia i kilka gier do przejścia. Oprócz tego trochę sportu: obowiązkowo strój biegowy, kąpielówki na
wypadek zbytniej bliskości jeziora, o jakiś ćwiczeniach „domowych” nawet nie wspominając.
Przez środek walizki przechodzą
bambusy do puszczania baniek, w końcu weekendy wolne, a
miasto małe nie jest. Jeszcze do tego jakieś bzdety typu nauka rosyjskiego i hiszpańskiego
(podręcznik do angielskiego ostatecznie wyleciał z bagażu). Plan dobry, na pewno się uda.
Jeszcze parę słów
o pakowaniu: bagaż podręczny
wymiarowo i wagowo mieści się
na wcisk. Nadawany mam do 32, w tej chwili waży 34kg.
Jak nie przepuszczą czeka mnie zakładanie
ubrań na siebie –
softshell ma duże kieszenie, po 750g płatków na każdą,
w kurtkę po 250g tortellini. Jeszcze z litr wódki w bezcłowej do kolekcji 9 litrów już kupionych w Poznaniu i lecimy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz