poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Oko w oko ze śmiercią

 Poniedziałek, 26. sierpnia 2013
Szwecja, Göteborg


      Już dwa tygodnie pracy za mną. Cóż, wakacje to to nie są. Codzienne wstawanie przed 6, raz nawet przed 5, bo musieliśmy zacząć wcześniej. Kończymy około 16. Po ewentualnych zakupach niewiele czasu zostaje w domu, a jeszcze obiad, prysznic i 22-23 spać. I energii brakuje. Jak mam już dość, to sobie przypominam mądry aforyzm zasłyszany po ciężkim dniu od jednego z kompanów i jest lepiej - „KURWACHUJ!”.

      Trochę o towarzyszach niedoli. Króluje tutaj muzyka discopolo. Najlepiej wchodzi o 6:30, w aucie do pracy. Filmy owszem krążą, ale tylko w opcji z lektorem. Pić się pije raczej z umiarem. To się nie tyczy innych Polaków mieszkających w moim domku (nie są z naszej firmy). U nich się pije ile jest, 10 l które przywiozłem już prawie zniknęło. Patologia.

      Nie do końca odnajduję się w dżungli prętów, drutów i dźwigów na budowie. Udało mi się w 3 miejscach rozedrzeć spodnie, ręce i nogi podrapane, kilka par rękawiczek, metrówa, 2 razy musiałem lecieć i zmieniać radio, bo mi coś padało, zrzuciłem też młotek 2 piętra w dół. Potykam się zdecydowanie za często, a otoczenie nie jest zbyt przyjemne. Nie wziąłem jeszcze ani razu aparatu na budowę, więc będę się posiłkował internetem. Pręty zbrojeniowe kładzie się ze sporym zapasem, więc te z poprzedniej „części” podłogi wystawały na tą na której akurat pracowaliśmy, a żeby przy kładzeniu kolejnych nie przeszkadzały – odgina się je do góry. Wygląda to mniej więcej tak.



      Zdarza mi się popełniać dość głupie i teoretycznie tragiczne w skutkach błędy. Np tutaj sobie przejdę pod transportem wiezionym koparko-widłakiem, tu źle zapnę tonę stali idącą dużym dźwigiem przez całą budowę, potykam się w miejscach gdzie nie powinienem i wiele innych małych bzdetów. Mocno się stresowałem tym zrzuconym młotkiem – ale ponoć już gorsze rzeczy tutaj spadały.

      Poza tym próbowałem dwa razy w ciągu tygodnia życia na dwa etaty – po budowie od razu jechałem do miasta na bańki, niestety pogoda nie pozwalała działać. Weekend za to nieźle, trochę grosza na życie wpadło. I nie tylko zresztą grosza – ktoś mi wrzucił płaską baterię, dzięki!
Upiekłem już 3 chleby. Na śniadania jem owsiankę z owocami. Nie trudno się domyślić, że jako jedyny stronię od mięsa I RYB, więc chyba potraficie sobie wyobrazić niektóre komentarze pod moim adresem. A, jeszcze jedno – oczywiście woła się tu na mnie „młody”.


      W zeszłym tygodniu większość dni pracowałem w innych rejonach budowy niż Helmowy Jar, więc się nie nudziłem – praktycznie codziennie coś innego, sprzątanie, układanie, rozbieranie czegoś, zakładanie czegoś, skrobanie, bla bla bla. Ale 23 sierpnia pojawiło się „hallo! zbrojarz, jesteś tam? „ na Facebooku To Raz Dwa i chyba zostało usłyszane w Szwecji – wróciłem do prętów. Plecy bolą, nadgarstki umierają, znów wraca stres, a każdy krok może być ostatnim.

Chyba na razie to tyle. Dni płyną szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz