sobota, 20 kwietnia 2013

Zima odchodzi II

Drugi wyjazd tego sezonu, Rajd Śnieżny z halnym, od schroniska do schroniska, góry stołowe. Wyjazd towarzyski, nie bardzo jest o czym pisać.

Ze spraw logistycznych to szlak na Szczeliniec jest zimą zamknięty ze względu na oblodzenie. My Przeszliśmy po ciemku, nic się nie stało, ale parę tyg. później był już tam jakiś wypadek. Nie jest to jakiś hardcore ale jest gdzie się poślizgnąć.

To był mój pierwszy duży rajd, ale też mieliśmy własną dużą ekipę, więc raczej się izolowaliśmy, nowych kontaktów nie nawiązaliśmy.  Doświadczenie ciekawe, zobaczyć jak funkcjonuje tak duża grupa, ale na następny spend pojadę nie prędzej niż za rok.

Opisu szczegółowego nie będzie tu są foty: Rajd Śnieżny - jest w nich chronologiczny bałagan.

Dzięki dla organizatorów.

Zima odchodzi

Siema, siema, to chyba mój pierwszy wpis typu pamiętnikowego. Rzecz będzie o naszych weekendowych wyjazdach w sezonie zimowym, a trochę się tego uzbierało. Biegówki pominę bo o tym pisał już stachu.
Ciężko się za to zabrać, ale stachu i agata popędzają.

Kalendarium, tak dla porządku:

  1. 2012.11.16-19 - Śnieżnik i Jeseniki - Krzychu, Stachu, Jachu
  2. 2012.12.07-09 - Rajd Śnieżny, Góry Stołowe - ooo, kogo tam nie było! wszyscy + hiszpanka (status wyprawy międzynarodowej)
  3. 2013.01.03-07 - Międzygórze - znowu wuchta wiary tej!
  4. 2013.02.21-24 - Rajd Chellange, Góry Sowie - Agatka, Krzyś, Jaś i halniacy
  5. 2013.03.22-24 - Jeleni Studanka, Jeseniki - Agata, Krzychu, Stachu, Jachu.
Rzuca się w oczy, że w kółko jeździliśmy w te same okolice  a właściwie to nawet: w tą samą okolicę, i zawsze w tym samym składzie, zero urozmaicenia. Teraz usilnie będę się starał przed samym sobą i wami udowodnić, że jednak każdy wyjazd się znacząco różnił i dostarczał bogatego bagażu nowych doświadczeń.

To po kolei.

   1) 2012.11.16-19 - Śnieżnik i Jeseniki - Krzychu, Stachu, Jachu
Sezon otworzyliśmy corocznym wyjazdem listopadowym - tu mały rys historyczny - inicjatywa ta ma już 3lata i była odpowiedzią na projekt A.Hajzera, PHZ. Celem było przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego (500km), jesienią, śpiąc pod namiotem, stąd nazwa PBS - Poznański Beskidyzm Jesienny. Wszystko szło ładnie, urobiliśmy przez dwa lata (de facto 8dni) 211km. Stety, niestety w tym roku było trzeba zmienić miejsce, dojazd z Czech na start kolejnego etapu, w Beskid Sądecki, był bardzo skomplikowany,nie opłacało się jechać tylko na weekend, a Krzychu nie mógł sobie tego weekendu wydłużyć. Zresztą nie po to żyjemy za granicą żeby jeździć w polskie góry! Jedziemy w Jeseniki!

Potem był już tylko chaos.

Każdy znalazł jakieś fajne miejsce które chciał by zobaczyć, parę dobrych miejsc na nocleg, i tylko jedno sensowne miejsce w którym możemy się spotkać (krzychu z Polski my z Czech), oczywiście miejsca ta się absolutnie nie pokrywały. Jedyne co udało nam się ustalić przed wyjazdem to to, że spotykamy się w Międzylesiu, stamtąd idziemy na Śnieżnik, a rozbijemy się już po czeskiej stronie przy ruinach schroniska.
Potem codziennie rano było jeżdżenie palcem po mapie i "a może tutaj pójdziemy". Efekt był taki że udało nam się zaliczyć, oprócz Śnieżnika, restauracje w Starym Mieście (polecam, tanio i smacznie), Keprnik (zdjęcia chyba mówią same za siebie), Leśny bar (warto się przekonać że to naprawdę działa), ostatecznie wylądowaliśmy w takim miejscu, że Krzyś miał nie lada zagwozdkę żeby wrócić do domu, po licznych połączeniach z bazą (mamą, bratem) ustaliśmy że najszybciej będzie z Jesenika pociągiem przez Cieszyn, trzeba potem przejść z czeskiej stacji na polską z buta, ok. 2km. dalej Katowice no i Poznań.

Mapa - szlaki po polskiej stronie. Szliśmy Międzylesie-niebieski-Schronisko-zielony-Śnieżnik-czerwony-słoń(ruiny schroniska), nocleg I.
Mapa - czeska część naszej trasy, ze Smrka zeszliśmy do Jesenika skąd pociągami rozjechaliśmy się po domach.

Dzień I
 Pierwsze dobre miejsce postojowe na trasie Międzylesie-Śnieżnik, za wsią Jodłów przy ośrodku Ostoja.


Druga przerwa, schronisko pod Śnieżnikiem, kolacja i tradycyjny bałagan.


Potem był mrok i mgła. Z tradycyjnych doskonałych widoków ze Śnieżnika nici. Było tak:


No i czas na pierwszy nocleg,jakieś 15min od szczytu, ruiny starego schroniska, zdecydowanie najlepsze miejsce do spania na całej naszej trasie, płasko, wysoko, rano ponoć widoki (my mieliśmy mgłę- przez cały wyjazd), teren odkryty ale można się schować za schroniskiem. Tu mieliśmy pierwszy kontakt ze śniegiem, co od razu wykorzystaliśmy.

Nie jest to dobre miejsce dla tych którzy boją się zombie, schronisko ma swój mroczny klimat.



Jest tam jedno pomieszczenie, w którym da się usiąść i coś ugotować, a wiatr tam nie hula, ale jest tam taki syf że spać już się nie da.

Słoń od którego miejsce wzięło swoją nazwę, informacji czemu Czesi postawili tutaj figurkę  słonia nie udało mi się znaleźć, ale może to mieć coś wspólnego z tym że są Czechami.


Dzień II

Schodzimy do Starego Miasta, bo po jednym dniu kończą nam się zapasy pieczywa (krzysiu był zaopatrzeniowcem, a stasiu wysłany do sklepu stwierdził że wafelki będą nam bardziej smakowały niż bułki). Na miejscu praktycznie wszystko jest zamknięte bo jest sobota po 12, zdążamy jeszcze przepytać panią z informacji turystycznej, otwarty jest sklepik typu "wszystko za 5zł" + art. spożywcze, prowadzony przez Azjatów, pieczywa nie ma więc kupujemy więcej wafelków. 
Obok jest restauracja Narodni Dum, česnečka stadardowo 30kc, bardzo dobra, piwo, wiadomo, tańsze niż woda. 
Czeskie jadło


W restauracji udało nam się kupić  pakowanego w folie knedlika,  który służył nam zamiast chleba. Knedlik taka nasza pyza tylko bardziej mokry, z margaryną i dżemem - oblecha.

Dzień wyglądał tak:



Obiadokolacje zjedliśmy w schronisku Paprsek, nikt nam tam problemu nie robił, że z własnym żarciem, wrzątek dostaliśmy, co po czeskiej stronie nie jest wcale takie powszechne. Schronisko to znacie ze stacha relacji o biegówkach, nam długo zajęło zorientowanie się że "my już kiedyś tu byliśmy". 
Na mapie mieliśmy zaznaczoną wiatę turystyczną niedaleko od schroniska, szliśmy po ciemku i w mgle. Światło czołówek odbijało się od "mleka" i bardziej raziło w oczy niż oświetlało drogę a trochę nam zajęło zanim wpadliśmy na to, że żeby temu zapobiec wystarczy przełożyć lampki z głowy do ręki.
     Tak czy siak widoczność była nie wielka co przyczyniło się do wybrania dość absurdalnego miejsca na nocleg (nie tak absurdalnego jak podparyskie rondo). Wiata była, nawet dwie, a Krzychu to i trzecią widział (trochę go zawiodła orientacja w terenie), miejsca na namiot bardzo mało, potem okazało się że jest też tutaj skrzyżowanie, którym zaraz obok nas przejechał samochód, a nieopodal stoi dom.

Wyglądało to tak (oznaczone na mapie jako "Cisarska"- skrzyżowanie czerwonego i zielonego szlaku):
 

"Doskonałe miejsce na obóz" z lotu ptaka
Dzień III
Długi dzień, w planach dwie główne atrakcje: Keprnik i Leśny Bar. Najpierw zejście do wioski, potem żmudne podejście po przeciwne stronie doliny.

Pierwsze miejsce na postój, przystanek autobusowy w miejscowości  Ostrużna, w środku takie luksusy jak wykładzina i ławka.

Drugie miejsce postojowe stacja wyciągu narciarskiego, Cernava - lanovka:

Brak luksusów, ale nie wiej i nie pada na głowę a to już coś, no i oczywiście niedostępne w trakcie sezonu narciarskiego.
Maszerujemy w mgle, tralala...

aż tu nagle taka zmiana.



Za rozwidleniem szlaków porzucamy plecaki w krzojach i atakujemy Keprnik w stylu F&L. 

Na szczycie odpieramy rekompensatę za trzy dni brnięcia przez mgły.


Wracamy po nasze plecaki i idziemy w stronę, jak nam się wydawało,  schroniska na Šeráku, na miejscu okazuje się jednak, że to jest turystyczna chata. Różnica polega na tym, że w tur. chacie, turystów obsługuje kelner, warunki wykraczają znacznie ponad, tak zwane "turystyczne", no i nie ma mowy żeby usiąść nic nie zamawiając, a że ceny mieli wygórowane został nam tylko przedsionek i uzupełnienie zapasów wody po przekradnięciu się do toalety.

Turystyczna chata na Seraku

Nadłożyliśmy jeszcze trochę drogi i żółtym szlakiem przeszliśmy się do górnej stacji kolejki, trochę marudziłem ale ostatecznie było warto.





Potem dół, dół, dół, aż do "Obří skály" tam dłuższy odpoczynek we wiacie, i mały wspin na skałkę widokową.





Napinka

Już po ciemku dochodzimy do Lipovych Lazni, gdzie już na początku trafiamy na czynną hospode, co nas trochę zgubiło, zwiadowcy wchodzą do środka stwierdzają, że nie jest za fajnie, więc idziemy dalej bo skoro jedna jest czynna to będą i następne. Nie były. Głodni, źli i spragnieni maszerujemy asfaltem przez wiochę i nic. Decydujemy się znowu nadłożyć drogi żeby dojść do dworca kolejowego. Nie pamiętam dlaczego mieliśmy takie parcie,że koniecznie musimy wejść do jakiegoś budynku coś zjeść, może to było zimno a może głód. W każdym razie nie chcieliśmy maszerować dalej, do Leśnego Baru, bez porządnej regeneracyjnej przerwy.
Wchodzimy na tą stację, a tam zamiast tradycyjnej poczekalni taki pokoik, stół, krzesła, obrus, sztuczne kwiaty, firanki. Stachu pyta czy możemy tu zjeść coś swojego, pani odpowiada że jasne, że po to to jest.
No to robimy żarcie.

Tego się pani chyba nie spodziewała, gotowanie kuskusu, kukurydza, pomidory, czosnek, sery...


Po chwili wbiega do naszej sali, że pociąg zaraz odjeżdża! Wtedy oznajmiamy że my na pociąg nie czekamy :D. Dojadamy, zwijamy bambetle, ładnie sprzątamy, prosimy jeszcze panią o nalanie nam wody (a może to był nawet wrzątek) i wracamy na szlak.

Droga do leśnego baru, nic ciekawego. W końcu dochodzimy, na miejscu niestety nie czeka na nas upragnione piwo, są jakieś oranżady,  kawa, herbata,  jakieś słodycze, coś tam każdy sobie bierze, płacimy w samoobsługowej kasie, rozpalamy w kominku i szykujemy posłanie.




Wcześniej trwały burzliwe narady gdzie śpimy, w Leśnym barze jest kominek, ale brakuje dwóch ścian, opcja żeby iść jeszcze wyżej upadła w głosowaniu i dobrze, bo jak się nazajutrz okazało ciężko tam o dobre miejsca noclegowe. Wybraliśmy ostatecznie spanie na ławkach, przykryci dodatkowo brezentem, znalezionym na miejscu.
Posłanie dla trzech osób.

Rano zebranie się zajęło nam mniej czasu niż zwykle, z namiotem. Idziemy na Smryk w totalnym mleku, szlak w górnej części słabo oznaczony, trochę przedzierania się przez krzoje i szczyt zdobyty.

Punkt widokowy dla którego specjalnie nadłożyliśmy drogi. (co my mieliśmy w głowach?!)

Zdjęć ze Smrku nie mamy, nie pamiętam dlaczego. Jest tam wiata, dużo płaskiego terenu i dobre widoki  (my przekonaliśmy się o tym dopiero będąc tam po raz kolejny, na biegówkach). Namiot spokojnie dało by się postawić.

Potem zejście w dół, nie pamiętam dokładnie jaką drogą. Krzychu oddzielił się od nas wcześniej bo zależało mu na czasie i łapał pociąg/busa do Jesenika. My poszliśmy z buta przez Pomezi (jaskinie turystyczne poza sezonem nieczynne) i Lazne-Jesenik, przyjemny spacerek po płaskim.

Do domu!

Zdjęcia - więcej zdjęć
    


Obiecuje, że następnym razem będzie krócej.




środa, 10 kwietnia 2013

Kącik Muzyczny III

Ha! Jakże regularny jest mój cykl! Tym razem żadne wydumane interpretacje, żadne luźne skojarzenia. Piosenka inspirowana "działalnością" górską, pamięci himalaistów napisana.

oficjalnego sprawozdania z pierwszej polskiej powojennej  wyprawy w Himalaje (Lahulu 1973r.):
"17 VIIIO 6 rano wychodzą pod lodospad Stepek, Grzązek, Rubinowska i Zawadzki. Pochmurno, lekki mróz około 5 stopni C. W lodospad wchodzą Stepek i Grzązek, Zawadzki zaś i Rubinowska zostają pod lodospadem jako obserwatorzy. Do godziny 17 Stepek i Grzązek wychodzą na lodowiec powyżej lodospadu, poręczując trudniejsze odcinki drogi. O 17.45 zaczynają schodzić na dół. Kiedy znajdują się około 100 m od górnej krawędzi lodospadu, obrywa się o godz. 19.45 bariera seraków znajdująca się około 40 m nad nimi. Stepek i Grzązek nikną w lawinie. Po jej przejściu próby nawiązania kontaktu głosowego nie dają rezultatu."


Piosenka "Cień wielkiej góry" jest jednym z największych przebojów Budki Suflera (tak twierdzą portale muzyczne), pochodzi z albumu o tym samym tytule z roku 1974 (staraaa!).

http://www.kurierlubelski.pl
"Tytułowa góra to szczyt CB12, o wysokości 6248 metrów, położony w rejonie Lahulu w Himachal Pradesh. O tym nie-zdobytym jeszcze szczycie marzyli Stepek i Grzązka. Marzenia, trzeba przyznać, były śmiałe, jak i cała wyprawa. W końcu nieczęsto widzi się alpinistów z goglami spawalniczymi zamiast gogli lodowcowych, nieczęsto śmiałkowie mają do dyspozycji śruby lodowe i raki, wykonane nie przez profesjonalną firmę, a przez WSK Świdnik." 

"Sam możesz wybierać los, szczytów ślad, sam możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt."

Artykuł dzięki któremu trafiłem na tą piosenkę:
artykuł




poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Kącik Muzyczny II

Tak żeby nie było, że nic się na blogu nie dzieje. Piosenka od której zaczęła się ta zabawa w konteksty, motyw przewodni w filmie "Pustelnicy w górach":


W tym wypadku zdecydowanie większy wpływ na skojarzenia "górskie" ma obraz. Trudno się w tekście doszukać jakiegokolwiek wprost odniesienia do gór, ale słuchając go zawsze mam przed oczami sceny z filmu a wtedy łatwo już wychwycić że utwór ten traktuje o wspinaniu;)

Zachęta do obejrzenia filmu:
http://www.youtube.com/watch?v=FDCVEV-_B_I

I konkurs, bez nagród: co oni kupili?